Białowieża – 17-08-2019

14 sierpnia 2019 godzina 21:30
Żona do męża: „Jedziemy jutro do Białowieży”
Ja z niedowierzaniem, że jutro nie mam czasu i pojedziemy w sobotę (nie wiedziałem wtedy co mówię)

17 sierpnia 2019 godzina 4:45
Wstawaj jedziemy o 5:30
W myślach „k… spać mi się chce przecież poszedłem spać o 2” w słowach „ok, idę zaraz z psem tylko coś zjem”

Godzina 5:45
spakowani w aucie ruszamy, to będzie ciężki dzień.
Zanim ruszyliśmy starsze dziecię od razu zdecydowało, że chce chrupki i będzie jeść, usłyszało tylko że za chwilkę jak dojedziemy do głównej drogi (tak mamy taką jedną w naszym mieście i jest szersza niż inne i normalnie sygnalizacja świetlna przy niej jest więc musi być duża)

Jechaliśmy sobie tak i jechaliśmy, przez co około godziny 9:00 dotarliśmy do Rezerwatu Pokazowego żubra. Zaparkowaliśmy na miejscu dla autobusów, ale zobaczyłem, że jednak jest też normalne miejsce dla osobówek (chociaż Zafira to prawie jak autobus)

Jedno trzeba powiedzieć na starcie, warto przyjechać od razu na 9 po otwarciu, potem jest już tłum i może być nawet problem z zaparkowaniem.
Wchodzimy przez budynek z lewej strony, a nie jak większość próbowała przez główną bramę.

Szybki rekonesans jak tam teraz wejść (byliśmy ostatni raz 6 lat temu i się sporo zmieniło) biletomaty są (nowoczesność) jeden sprzedaje bilety i ma płatność kartą, drugi tylko gotówka (polecam mieć obie rzeczy jakby jakiś nie działał) Bilecik dla dorosłego dychę, a dziecięcia do 5 roku życia za darmo, więc po zapłaceniu 2 dyszek weszliśmy przez bramki takie jak w metrze (jak macie ze sobą wózek to spokojnie przejedzie obok wejściem awaryjnym)

I zaczęło się chodzenie, najpierw były konie, ale nie były ważne bo pierworodna od razu zapytała czy może na plac zabaw (tak jest tam mały plac zabaw powinni go bardziej schować przed dziećmi, a nie od razu przy wejściu)

Takie te konie były - to foto nie z wejścia, ale już po placu zabaw

Potem był ryś, nawet się ruszał więc raczej nie sztuczny, ale nic nie atakował więc nie było sensacji.

Ryś - on chyba żył bo się ruszał

Następnym z kolei były wilki. Hmm tak szczerze mówiąc na filmach wydają się sporo większe, a te raczej dobrze karmią, a takie małe.

Wilk jest dziki, wilki jest zły, wilk, nie ma żadnych kłów (no popatrzcie)

Kolejnym krokiem były żubry, te sobie łaziły w sumie daleko, ale przyszły jak „podeszliśmy do płota” widać, że nas lubią (w sumie co w tym dziwnego) pooglądaliśmy je, zdjęcia porobiliśmy, raczej żona porobiła, a ja próbowałem udawać profesjonalnego fotografa (co mi nie wyszło patrząc teraz na te moje zdjęcia) Jak coś to biegał tam mały żubr, takie dziecko żubrowe, jak samica to pewnie żubrówka.

To żubr
To 2 żubry

Naprzeciwko żubrów mieszkają jelenie i łanie, te sobie łaziły nie zwracając na ludzi uwagi. Znowu chwila oglądania i kilka fotek.

Łania jest żoną jelenia - nie sarna
Z porożem to jeleń

Były też tam żbiki, a raczej jeden jakiś taki mały.

Żbik

Żubroń był następnym etapem naszego zwiedzania, jeden sobie leżał tyłem, drugi stał i się nie ruszał. Widać nie miał ochoty na rozmowę.
Żubronie są większe od żubrów, ale jakieś takie dziwne 🙂

Żubroń

Kolejnym elementem trasy był wybieg łosia, ale samego łosia tam nie znaleźliśmy, może ten ryś go zjadł, tego nie wiem do dziś.

Dziki

Dziki pozowały do zdjęć i zachowywały się jakby były mną, tak pięknie i dostojnie chrumkały i mlaskały przy jedzeniu.

Plac zabaw

Następne miały być sarny, ale tu jak z łosiami wygląda na to, że coś je zeżarło bo ich nie było.

Na końcu oczywiście plac zabaw i wyjście.

Godzina pi razy oko 11
Ruszamy na szlak żebra żubra, leziemy tak sobie po jakimś nasypie, potem po deskach i znowu nasypie i znowu deskach i tak w kółko, obok pełno drzew, krzaków i w sumie nic więcej, 2.8 km (tak pokazane było na tablicy) pyknęło jak z bicza strzelił (to znaczy dla reszty mojej rodziny, bo ja po raz pierwszy zaczynałem umierać) Potem szybkie posiedzenie parę minut na ławkach na końcu szlaku i przez Białowieżę do auta, tu już było więcej kilometrów i łącznie z tym pierwszym szlakiem wyszła dyszka (umierałem po raz drugi i chciałem się położyć na chodniku i usnąć, ale żona szła dalej…) W gruncie rzeczy dowiedziałem się od jadących rowerami, że wybierają się na „objazdowy tour” no jak błyskać angielszczyzną to na maksa.

Po drodze minęliśmy skansen w którym kiedyś już byliśmy, ale tym razem nie wchodziliśmy do środka.

Potem idziemy i idziemy, duże dziecko dostało lizaka, żona 0.0% żywca na ochłodę, a ja upragniony łyk coli. Ożyłem na jakieś 200 metrów.

Zanim zeszliśmy ze szlaku będącego w dużym stopniu ulicą do lasu, pytałem żony jak osioł ze Shreka „daleko jeszcze?” nie była mi w stanie odpowiedzieć, albo bała się, że jednak usnę pod jakimś drzewem. Przy okazji przyroda pokazała nam jaki ma stosunek do polityki i „kornika drukarza”.

Drzewa strajkują

Jakimś cudem po przejściu przez różne błota dotarliśmy do auta – przeżyłem.

Teraz coś trzeba zjeść bo już były puste brzuchy (tzn mój zawsze jest duży, ale to tylko pozory wypełnienia)
Pojechaliśmy tam gdzie byliśmy w „podróży poślubnej” Sioło Budy. Zamówiliśmy karkówkę, zestaw dla dzieci, naleśniki (dali 2 sztuki na talerzu) 2 kompoty i 0.0% lech free. 120 zł to wszyło (tzn 130 bo zaszalałem i dyche dałem więcej, niech wiedzą, że Mińsk stać :)) Powiem tak, jedzenie wręcz pyszne, rozpływa się w ustach, ale jako, że porcja z karkówką kosztuje 35 zł, to dorosły facet aby się najeść (o ile nie doje reszty po wszystkich) musi kupić przynajmniej 2 porcje i to tak z naciskiem na słowo przynajmniej. Jednak jak ktoś nie połyka jak ja krowy przy jednym kęsie, będzie bardzo zadowolony.

Karkówka - 35 zł
Zestaw dla dzieci - kurczak 20 kilka złotych
Naleśniki - 9 zł

Czas jedzenia minął i mięliśmy iść na ostatni szlak który miał mieć 4,5 km i poszliśmy. Wybraliśmy się do wystawionej kolejki wąskotorowej.
No jest tam ona i stoi sobie jak 6 lat temu. Zanim do niej doszliśmy umierałem po raz 3, poważnie myślałem, że się wrócę do auta albo padnę i zarosnę mchem jak wszystkie drzewa w okolicy.

Jakimś cudem doszliśmy, dzieci pobawiły się w tym mini pociągu. Ja w miarę odpocząłem i poszliśmy dalej. Szliśmy i szliśmy i szliśmy i końca nie było widać. Podobno Białoruś była jakieś 100 metrów od nas. W sumie to możliwe bo tu prawie ludzi nie było.

sms
Radzę wyłączyć roaming międzynarodowy danych

Wyszliśmy z tego lasu i naszym oczom ukazały się domy, jako, że tu jest tylko białoruska sieć to żona zapytała jak tu sobie ludzie radzą z komórkami, ja odpowiedziałem, że nie posiadają. W sumie telefony stacjonarne też nie wiem jakim cudem tu działają patrząc na sposób podłączenia linii telefonicznej. No ale żyjemy w naszym pięknym kraju więc co się dziwić. Sprawdza się powiedzenie „działa? nie ruszaj”

Doszliśmy do auta, jeszcze 200 km do domu i można odpocząć. Pomijam już fakt, że nam łania wyskoczyła ze 3 metry przed autem, potem inne zwierzęta też w tym zając i jeż. Jeża najbardziej było szkoda bo najładniejszy, ale udało mu się uciec jak innym. Dagmara się dziwiła czemu ta droga powrotna takiej jakości tragicznej, ja wiem czemu. Musiała wybrać w nawigacji coś typu „prowadź, przez najgorsze drogi” Dawno nas tak nie wytrzęsło.
Wróciliśmy do domu około 22:50 więc nawet do Carrefoura nie zdąrzyłem pojechać.
Prócz tego, że mnie nawet dziś na…. nogi jakby ktoś mi po nich skakał, a plecy jakby mnie ktoś (użyję delikatnego słowa) „uderzył” kijem to jestem zadowolony z tej podróży. Mimo zmęczenia była to spora odskocznia od codzienności. Warto się tam wybrać.
Jedno czego zapomnieliśmy to kupić jakiegoś regionalnego piwa, ale to może za rok.

Trasa 10 km - przed jedzeniem
Trasa 7 km - po jedzeniu

3 komentarze do “Białowieża – 17-08-2019

  1. Ryś to czekał aż padniesz, nie chciało mu się robić scen przy ludziach 😉 Ej serio prowadziłam całą drogę, w jedną i drugą stronę, więc siedziałeś sobie i podziwiałeś okolice rzucając co raz „trzeba się będzie zatrzymać” – skąd to zmęczenie to ja nie kumam hahahah 😀 Poza tym już kiedyś przeczołgałeś się bodaj 15km… przeżyłeś więc i teraz dasz radę! Masakra jaki ten chłop pozbawiony wszelkiej kondycji… No ale po drodze nie zrzędził, więc nie było tragedii 🙂

    Na „daleko jeszcze?” odpowiedzi zwyczajnie nie znałam, pierwszy raz szłam tym szlakiem. Następnym razem zrobimy dwa razy tyle hahaha 😀 się szykuj!

  2. 15 km to nie 17. 17 to już za dużo bo bliżej 20 niż 10. Następnym razem znajdź jakąś trasę która będzie miała 3 km to się mniej zmęczę. Musimy kupić tam dom to wtedy sama będziesz mogła sobie rano iść przed śniadaniem na kilka km 🙂

Leave a Reply

Przewiń na górę
%d bloggers like this: